W niedzielny poranek obudziła mnie dręcząca myśl, że o czymś zapomniałam. Dużo się ostatnio dzieje, więc trudno było orzec cóż to może być. Olśnienie przyszło chwilę później, gdy potomek jak ranny ptaszek wyćwierkał, że dziś będzie tort i śpiewanie "sto lat". No tak! Nie mam kartki dla Jubilatki... a jakże to tak wręczyć prezent bez kartki... Nie godzi się. Po inspirującym buszowaniu po blogach trafiłam na świetne prace Fasoolki i bez pardonu zapragnęłam zliftować za zgodą autorki jedną z Jej kartek. Wprawdzie to propozycja świąteczna, ale przekształciłam ją na wersję "w delikatnym różu przełamanym zielenią dla dziewczynki":
Urocze kleksy u Fasoolki zastąpiłam bezpiecznymi kolorowymi ćwiekami. Obawiałam się katastrofy na koniec pracy, a czas gonił :)
A największą nagrodą za pracę (która zresztą też była przyjemnością) był zachwyt Jubilatki, która kartki nie wypuszczała z rąk, nawet w trakcie dmuchania świeczek na torcie:)